PROJEKT KLIFY: Sto lat Gosinuli w Alzacji!

Z pamiętnika Żółwika
„Projekt KLIFY”
Dzień 3
14 września 2025 – niedziela
Dystans: 1 545 km
„STO LAT GOSINULI W ALZACJI”
Na pierwszy postój wybraliśmy najbardziej na wschód wysuniętą krainę Francji – Alzację. Resztę ekipy filmowej mieliśmy odebrać wieczorem w poniedziałek zatem zatrzymaliśmy się tu 2 noce. Upiekliśmy tym sposobem dwie pieczenie na jednym ogniu – trasa przejazdu na jeden dzień wyniosła jedyne 800 km co jest kluczowe w przypadku dzieciaków na pokładzie. Mieliśmy też cały jeden dzień „wolny” który mogliśmy przeznaczyć na zwiedzanie Alzacji co okazało się strzałem w dziesiątkę.
Niedzielę rozpoczęliśmy urodzinowo bo oto kobieta za sprawą której cała ta wyprawa ma miejsce – Gosia miała urodziny! Prosto z piekarni na rogu: słodkie paluchy, beza ze świeczką i można było rozpocząć świętowanie 🙂
Zanim ruszyliśmy na podbój Alzacji, musieliśmy spędzić chwilę z instrumentami bo akurat przyszła muza – nic na to nie poradzisz. Malownicze miasteczko, kolorowe domy z muru pruskiego, piana z kwiatów na ulicach a jednocześnie nieoczywista historia regionu granicznego Francji mająca w sobie odrobinę magii zrobiły swoje. Powstał zarys nowej piosenki, jeszcze bez słów ale to jest taki kamyczek węgielny.
Szybka nagrywka, chwila dla „fotoreporterów” i ruszyliśmy zwiedzić „nasze” miasteczko: Dambach-la-Ville. Wszędzie, kwiaty, kolory, małe uliczki i piwnice z winem. Skończyło się na lampce lokalnego pinot-gris i rieslniga.
Kolejnym punktem programu był patrzący na miasteczko z góry zamek Haut-Kœnigsbourg. Nie do końca spodziewaliśmy się jaki to jest kolos. Przeglądając przewodniki padło stwierdzenie „A jedziemy zobaczyć, jakiś zamek – taki czerwony” – okazało się że to GIGANT. W dodatku odbudowany!
Ciężko opisać słowami jak wyglądał – zerknijcie na zdjęcia. Trafiliśmy akurat na święto plonów co w Alzacji oznaczać może tylko imprezę po winobraniu.
Na zamku zainaugurowaliśmy też akcję kamyczków – jeden kamyczek trafił na najwyższą basztę – armatnią a drugi we wnękę skalną na dziedzińcu zamku niskiego.
Trasa zwiedzania obejmująca 300 stopni stromych schodów nas nieco wyeksploatowała – ruszyliśmy znaleźć coś lokalnego na ząb do Bergheim. Wyśmienite jedzenie – lokalne tarty, golonka w miodzie i malutkie kluski przypominające mikro-kopytka. Tutaj też zostawiliśmy jednym z platanów kolejnego kamyczka.
Już po zmroku ruszyliśmy zobaczyć perłę Alzacji – miasteczko Colmar. Tam przy budynku targu na starówce koło fontanny miejsce pierwszego postoju znalazł czwarty kamyczek.
Do Dambach-la-Villle wróciliśmy około 22giej. Tak byliśmy zaaferowani akcją kamyczkami że zapomnieliśmy zrobić zakupów na wieczór… Okazało się że to nie problem – nawet o tak późnej porze wystarczyło ruszyć na miasteczko bez problemu udało się „prywatnie” nabyć butelkę lokalnego rieslniga do poduszki.
Uściski,
Inula





